piątek, 9 sierpnia 2019

O adaptacji przedszkolnej raz jeszcze

O adaptacji przedszkolnej raz jeszcze


O przedszkolnej adaptacji pisałam już kiedyś, jednak temat wciąż powraca, szczególnie aktualny staje się w drugiej połowie wakacji, kiedy wielkimi krokami zbliża się początek roku (przed)szkolnego. Nigdy więc dość pisania o tym, jak powinna wyglądać idealna adaptacja. Kwestie, które opisuję w tym artykule, nie są jedynie pisaniem palcem po wodzie, ale stanowią realną receptę na wspaniały początek nowego etapu w życiu dziecka. Wielokrotnie przechodzili tą drogą rodzice powierzający swoje przedszkolaki pod opiekę mojej placówki.

Wraz z początkiem przedszkola w życie dziecka powoli zaczną wkraczać relacje inne niż rodzinne. Znajdzie się przestrzeń na budowanie relacji z innymi dziećmi oraz dorosłymi, którzy przy odpowiedniej uważności, wiedzy i wrażliwości mogą stać się kolejnym, znaczącym ogniwem budującym poczucie bezpieczeństwa dziecka. Tak jak rodzic jest gwarantem bezpiecznego przywiązania dziecka, które to pozwala nabrać mu ufności do świata i stworzyć dobre poczucie własnej wartości, tak nauczyciel jest kolejnym dorosłym, który może wzbogacać poczucie bezpieczeństwa dziecka i dokładać cegiełkę do jego pozytywnego obrazu siebie i świata.

Relacja z nauczycielem jest bazowym elementem adaptacji. Bez otwartości, łagodności, dopasowania ze strony dorosłego w przedszkolu ani dziecko, ani rodzic nie będą w stanie z sukcesem rozgościć się w tym etapie życia dziecka. Zwróćmy więc uwagę na to, jak rozmawiamy z nauczycielem. Czy prowadząc z nim dialog, wysyłamy mu sygnały: ufam Ci, dobrze się z Tobą czuję, jestem bezpieczny? To pierwsze elementy dobrej adaptacji. Wszyscy żyjemy w przestrzeni emocji - wyczuwamy je, obserwując rozmówcę i otoczenie. Zadbajmy więc o to, by wzajemnie wysyłane emocje były pozytywne. Jeśli rodzice mają własne obawy i wątpliwości, dobrze jest je ugłaśniać, ujawniać i dawać im przestrzeń. Takie właśnie reakcje budują zaufanie i bezpieczeństwo dziecka.

Mama lubi moją Panią, jest przy niej swobodna, a to znaczy, że i ja mogę jej ufać - tak w dużym uproszczeniu dziecko funkcjonuje w swoim świecie wewnętrznym. Do tego, by przedszkole było przyjaznym miejscem, potrzeba czasu. Dziecko jest praktykiem, ono przeżywa życie, przede wszystkim, doświadczając. Potrzebuje więc sytuacji, w których doświadczy otwartości i wsparcia ze strony nauczyciela. Będzie wtedy bliższe pokonywania swojego lęku przed nowym miejscem i nieznanymi dziećmi, oddalając się tym samym w oczekiwany sposób od rodzica.

Kiedy rozpoczynacie adaptację, omówcie ją z nauczycielem. Idealnie, jeśli możecie w początkowym etapie przychodzić do przedszkola w momencie, gdy dzieci na sali pod jego opieką jest jeszcze mało. Szczególnie wrażliwe dzieci czują się pewniej, gdy to one witają dochodzących rówieśników, niż gdy mają dołączyć do dużej (i często hałaśliwej) grupy. Zachęcam do prób adaptacji przy wsparciu obojga rodziców na zmianę (często dziecku łatwiej rozstać się z jednym z rodziców, np. z tatą).

To co może okazać się pomocne, to wyczekiwanie na gotowość dziecka do dołączenia do grupy czy wejścia na salę. Wierz mi - dziecko jest bardzo ciekawe, co się dzieje na sali. Często jednak, zwłaszcza na początku, jego lęk jest na tyle duży, że ciekawość nie ma siły przebicia. Prędzej czy później, dziecko, któremu pozostawiamy swobodę i pozostawimy możliwość decyzji, będzie chciało zidentyfikować dochodzące głosy. Nachalne namawianie dziecka może sprawić, że zachowa się wręcz odwrotnie, kurczowo złapie się rodzica. Dziecko uszanowane w swoim tempie pokonywania trudności zaufa i otworzy się. To zaufanie dotyczy również chęci wyjścia z przedszkola. Szczególnie na początku, dzieci bywają przytłoczone poziomem hałasu i dynamiką życia przedszkolnego. Warto iść za głosem dziecka i kończyć dzień wtedy, gdy o tym mówi. Często bywa to po 1,5 czy 2 godzinach pobytu w placówce.

Kiedy już zacznie przebywać na sali, nie towarzysz mu, Rodzicu, w zabawie. Bądź jednak dostępny niedaleko - na przykład w szatni. Dziecko może zachęcać Cię do wejścia - warto mówić, że miejsce dla rodziców jest w szatni i że wciąż tu będziesz. To da dziecku pewność, że może powrócić i nasycić się Twoją bliskością, naładować akumulatory. Obserwacje przedszkolne pokazują, że dzieci powoli budują swój świat "po drugiej stronie" szatni. Znajdują swoje miejsce do obserwacji, ulubioną aktywność i z tego poziomu poznają otoczenie. Często, z biegiem dni, pozwalają sobie pójść dalej i eksplorować otoczenie. Szczególnie 3-4 latki tę eksplorację mają zapisaną w swoich potrzebach rozwojowych. Jeśli tylko zbudują poczucie bezpieczeństwa i przyzwyczają się do poziomu hałasu na sali, ta potrzeba odzywa się głośno i mały odkrywca idzie na podbój przedszkolnych kątów.

Kiedy pierwszy raz wyjść z szatni poza mury przedszkola? To bardzo delikatny temat i warto być w ciągłym kontakcie z nauczycielem, który nawiązał najlepszy kontakt z dzieckiem. Warto ustalić, że rodzic ma do załatwienia jedną sprawę, która zajmie np. 20 minut. Mogą to być zakupy w pobliskim sklepie. Idealnie, jeśli listę zakupów skonsultujesz z dzieckiem i po powrocie pokażesz mu zakupione, ustalone wcześniej produkty. Jeśli jesteś już w procesie adaptacji z dzieckiem, a ono zna swojego nauczyciela i pozwoliło mu już przekroczyć granicę ciała (daje się dotknąć, przytulić, komunikuje swoje potrzeby), dziecko będzie potrafiło ukoić swój smutek w ramionach nauczyciela. Twoje wyjście to dla niego trudna sytuacja, może protestować i mówić, że będzie smutne i będzie tęsknić. Naszym zadaniem jest uszanować te emocje i zaopiekować się nimi. Takie wsparcie pokazuje dziecku, że traktujemy jego uczucia poważnie i że są dla nas ważne.

Możesz wspólnie z dzieckiem ustalać formy pocieszenia w smutku, kiedy Ty jesteś poza przedszkolem. Jedną z alternatyw jest rodzinne zdjęcie, które dziecko może przy sobie nosić. Często rodzice pozostawiają dzieciom swój drobiazg, np. szalik. Dziecko ma przy sobie wtedy namiastkę rodzica. Wielokrotnie dzieci proszą, by zadzwonić do rodzica. Usłyszenie jego głosu może początkowo spowodować odblokowanie emocji i płacz, ale finalnie dziecko czuje się usłyszane w swojej potrzebie i wsparte. Wszelkiego rodzaju amulety czy serduszka malowane na dłoni dziecka dodają mu mocy. Nieodzowna w takiej narracji jest obecność nauczyciela, który podtrzyma opowieść o magicznym sercu miłości czy amulecie, który tajemnie łączy dziecko z rodzicem. Ogranicza Was tylko Wasza wyobraźnia, dla dziecka natomiast jest to namacalny sposób na uzyskanie wsparcia w przeżywanych emocjach.

Proces adaptacji może trwać nawet kilkanaście tygodni. Zdarza się, że dziecko potrzebuje tygodnia lub dwóch, by zbudować swoje poczucie bezpieczeństwa w placówce. Dzieci wysoko wrażliwe często potrzebują o wiele więcej czasu. Jeśli jesteś rodzicem WWD (wysoko wrażliwego dziecka), uzbrój się w cierpliwość. Prawdopodobnie ten proces będzie trwał około 2-3 miesięcy. O sukcesie adaptacyjnym możemy mowić, gdy dziecko rozstaje się z rodzicem w bezpieczny sposób (nawet jeśli jest smutne i płacze), komunikuje swoje potrzeby, załatwia swoje potrzeby fizjologiczne, spożywa posiłki, leżakuje i pozwala na pomoc w czynnościach samoobsługowych.

Pamiętaj, że w czasie przedszkolnego etapu pojawiają się momenty kryzysowe, kiedy dziecko nie chce chodzić do przedszkola. Może się tak również zdarzyć w trakcie adaptacji. Dzieci szczególnie mocno odczuwają wszelkie niedyspozycje fizyczne (niewyspanie, głód, zbliżająca się choroba). Jeśli Twoje dziecko wpada w płacz w przedszkolnej szatni i prosi Cię, byś dziś go stamtąd zabrał/-a, nie bój się spełnić jego prośby. Dzieci rozumieją definicję wyjątku, a wysłuchanie ich potrzeb pomaga pogłębianiu więzi. W takich momentach proponuję pożyczenie niewielkiej zabawki lub książeczki z przedszkola, nauczyciel może poprosić dziecko o troskliwą opiekę nad zabawką i odniesienie jej przy następnym dniu w przedszkolu. Pomoże to dziecku zachować ciągłość.

Jeśli dziecko nie chce iść do przedszkola, wesprzyj je, wysłuchaj, opowiedz, co słyszysz. Nie przekupuj swojego dziecka, ono wie, że przedszkole jest Wam potrzebne. To dla niego duża zmiana i wolałoby ten czas spędzać z Tobą, z Wami. Opowiedz mu, co Ty robisz, kiedy ono jest w przedszkolu, opowiedz co zrobicie, kiedy po nie przyjdziesz. Nie obiecuj jednak złotych gór, nie przekupuj. Bądź blisko, nazywaj potrzeby i emocje swoje oraz dziecka.

Powodzenia!



wtorek, 2 lipca 2019

Zaopiekuj się swoim wewnętrznym dzieckiem

Zaopiekuj się swoim wewnętrznym dzieckiem



Gdy więc zabieramy się do wychowywania dzieci, najpierw musimy w sobie odkryć to, co psychologowie nazywają naszym wewnętrznym dzieckiem. Musimy je odkryć, odchuchać, zatroszczyć się o nie. Jeśli tego nie zrobimy, nieuchronnie będziemy przenosić na dzieci własne doświadczenia z dzieciństwa. Innymi słowy, będziemy traktować własne dzieci tak samo, jak nas traktowano. Nawet jeśli nasze intencje będą zupełnie inne.  
Wojciech Eichelberger

Słowa Wojciecha Eichelbergera stanowią esencję definicji dojrzałego, świadomego rodzicielstwa. O tym jak bardzo jest to ważne, rodzice przekonują się często dopiero wtedy, gdy dziecko jest już na świecie. Poszukują metod wychowawczych, chodzą do specjalistów i na warsztaty. Okazuje się, że to czego szukają, to poznanie siebie, a nie znalezienie złotego środka wychowawczego. Dopiero gdy rodzic siada i nawiązuje ze sobą szczery i głęboki kontakt, odnajduje w sobie właśnie to wewnętrzne dziecko z cytatu Eichelbergera. Może odzyskać łączność z doświadczeniami z dzieciństwa, potrzebami, które kryją oraz emocjami, które wzbudzały. Pochylenie się nad tymi obrazami, zapłakanie, przytulenie, uśmiech spowodują integrację tamtych doświadczeń. A tym samym otworzą nową jakość w kontakcie z dzieckiem, tym zewnętrznym. Znając niespełnione potrzeby wewnętrznego dziecka, rodzic może świadomie dbać o nie i spełniać je, bez potrzeby manipulacji zewnętrznym dzieckiem. Ciągłe dążenie do spotkań z własnymi potrzebami to działanie na rzecz dobrej relacji z dzieckiem. Człowiek pełen wewnętrznego spokoju wchodzi w nią z otwartą głową i duszą. Potrafi stabilnie wesprzeć drugiego człowieka. Nie załatwia sobie własnych potrzeb poprzez kontakt z nim. Jest szczery, ma dobrą intencję. Z łatwością odnajduje echo słów drugiego człowieka we własnych doświadczeniach i potrafi oddzielić je, by budować świeży i czysty kontakt. 

To co rodzic może dać swojemu dziecku, to spotkanie z własnymi doświadczeniami, przeszłością, relacjami z dzieciństwa. Rzetelne spotkanie z nimi oznacza zajrzenie w ich czeluści, obejrzenie z każdej perspektywy i zintegrowanie. Ta integralność to fundament dobrego rodzicielstwa, zdrowego przywództwa. To przestrzeń, która zaprasza dziecko do przytulenia się oraz powierzenia swoich trosk i emocji. To łagodność i pojemność, która mówi dziecku: jestem gotowy, by być obok Ciebie. 

Kiedy masz w sobie zaopiekowane wewnętrzne dziecko, pogodzone z przeszłością i z ufnością patrzące w przyszłość, wygrywasz życie rodzicielskie. 



poniedziałek, 6 maja 2019

Jestem ok taki, jaki jestem? O poczuciu wartości

Jestem ok taki, jaki jestem? O poczuciu wartości


Poczucie wartości to ogólne poczucie człowieka o tym, że jest w porządku. Mieści w sobie akceptację, bezpieczeństwo, bezwarunkowość, sprawstwo, poczucie wpływu i kompetencji. To myśl o samym sobie, w której człowiek czuje wdzięczność, że jest na świecie. Nie rozpatruje siebie w opozycji do innych, nie rywalizuje z nimi, jest dla siebie centrum i punktem odniesienia.

Poczucie wartości powstaje w wyniku dobrej relacji z rodzicem. Rodzic, który ma dobrą relację ze sobą, jest w kontakcie ze swoimi odczuciami, ale również ze swoim wewnętrznym dzieckiem, może być przewodnikiem w budowaniu poczucia wartości dziecka.

Wojciech Eichelberger pisze w ten sposób: 
gdy więc zabieramy się do wychowywania dzieci, najpierw musimy w sobie odkryć to, co psychologowie nazywają naszym wewnętrznym dzieckiem. Musimy je odkryć, odchuchać, zatroszczyć się o nie. Jeśli tego nie zrobimy, nieuchronnie będziemy przenosić na dzieci własne doświadczenia z dzieciństwa. Innymi słowy, będziemy traktować własne dzieci tak samo, jak nas traktowano. Nawet jeśli nasze intencje będą zupełnie inne.
Wydaje się, że to bardzo korzystne dla dziecka, jeśli rodzic pozostaje ze sobą w relacji rozwoju. Chce siebie poznawać, łączyć odczucia, wspomnienia i doświadczenia w jedną całość. Taki zintegrowany rodzic ma zdecydowanie większą moc w budowaniu dziecięcego poczucia wartości. Ma też większą pojemność na zachowania, emocjonalne tornada i kryzysy rozwojowe. Przyjmuje je z szacunkiem, akceptuje, jest przywódcą. Tak budowana relacja znajduje odzwierciedlenie w wysokim poczuciu wartości.

Jak wobec tego świadomy rodzic może wspierać poczucie wartości swojego dziecka? Wiele rozwiązań przynosi porozumienie bez przemocy, dzięki któremu ludzie nawiązują ze sobą prawdziwy, szczery kontakt. Włączając do codziennej komunikacji empatię, dzięki której łatwiej zauważać własne i cudze potrzeby, buduje się most między dzieckiem a rodzicem. Jednocześnie, kontakt pozbawiony oceny, pozwala skupić się na potrzebach i meritum. Wtedy nie nabudowują się wzajemne oczekiwania, a ludzie towarzyszą sobie w emocjach.

Pozytywna samoocena [poczucie wartości - przyp.red.] nie oznacza, że przez cały czas jesteśmy zadowoleni z siebie. Oznacza, że potrafimy sobie poradzić ze swoimi uczuciami wtedy, gdy czujemy się zawstydzeni, niekompetentni lub nieudolni, i być dla siebie w takiej sytuacji mili, a nie krytyczni. (Margot Sunderland, Niska samoocena u dzieci).

Kiedy dziecko czuje akceptację ze strony rodzica oraz bezwarunkowość jego miłości, jest uznawane takie jakie jest, czuje wdzięczność, że żyje, rozwija się i może doświadczać świata. Nosi w sobie ufność i otwartość wobec innych. Myśli o sobie w pozytywny sposób. Akceptuje swoje cechy i kompetencje, ale również to, co definiuje jako braki. Kiedy dziecko otrzymuje bliskość fizyczną, czuje się chciane. Sposób, w jaki dotykane jest małe dziecko, może stanowić główny czynnik determinujący uczucia, jakimi będzie ono darzyło siebie i swoje ciało w późniejszym okresie życia. Jeśli dziecko jest dotykane z czułością, serdecznie, z prawdziwym ciepłem, to jest znacznie bardziej prawdopodobne, że będzie lubiło swoje Ja cielesne i czuło się wartościowe. Jeśli regularnie poznaje dotyk pełen miłości i budzący poczucie bezpieczeństwa, może doświadczać siebie jako wrażliwej i kochającej osoby". (Margot Sunderland, Niska samoocena u dzieci)

Jestem obok Ciebie,
wspieram Cię,
towarzyszę.
Rozumiem, czego potrzebujesz.
Słyszę, co mówisz.
Czuję Cię.
Jesteś dla mnie ważny,
zauważam Twoje działania.
Świadomie towarzyszę Ci w smutku, radości, złości, rozczarowaniu.
Reaguję na Twoje słowa i emocje.
Jestem.
Jesteś.
Jesteśmy.

czwartek, 18 kwietnia 2019

Rozstanie lepsze od bycia ze sobą dla dobra dzieci?

Rozstanie lepsze od bycia ze sobą dla dobra dzieci?


Chyba każdy z nas zna panujące powszechnie przekonanie, że rodzina musi pozostać w całości bez względu na okoliczności. Wielokrotnie stwierdzenie to sankcjonowało ludzkie dramaty. Sprawa wydaje się oczywista, kiedy w rodzinie pojawia się przemoc - łatwiej wtedy przyjąć perspektywę rozstania. Jeśli jednak rodzice zaczynają rozważać rozstanie z innych przyczyn, bywają odwodzeni od tej myśli, słysząc komentarze: bądźcie razem dla dobra dzieci, dzieci potrzebują pełnej rodziny...

Każdy rodzic chce dla swoich dzieci jak najlepiej - to fundamentalna motywacja większości ludzi. Kiedy jednak bilans w związku okazuje się przynosić straty, poczucie frustracji i niezaspokojonych potrzeb rodzi w parze napięcie, które również odczuwają dzieci. Przychodzą na świat z wewnętrznym barometrem emocjonalnym, niekiedy wyczują nastroje rodziców szybciej niż oni sami są świadomi swoich stanów. Skoro zatem tak jest, oznacza to, że dzieci równie mocno czują ciężar i stres, który rodzi się między rodzicami. Dzieci żyją w świecie odczuć, emocji kierowanych przez niższe struktury mózgu. Nie umieją więc nazwać tego, co czują, ani nadać temu znaczenia. Przeżywają jednak w sobie każde napięcie, które pojawia się w rodzinie. Wykorzystują różne sposoby, by je katalizować: agresję, autoagresję, choroby, wycofanie, moczenie itp. Z terapeutycznego punktu widzenia, nienazwana, trudna sytuacja w rodzinie będzie objawiać się w najsłabszym członku systemu, czyli dziecku.

Dzieci naturalnie przejmują odpowiedzialność, często czują się winne temu, co wyczuwają w rodzinie. Mogą dążyć do odbarczenia rodziców z trudnej sytuacji, skupiając ich uwagę na sobie. Często w ten sposób doprowadzają rodziców do gabinetu psychoterapeutycznego. Takich zatroskanych o swoich rodziców dzieci widziałam wiele. Praca z rodzicami, nazwanie ich uczuć, oczekiwań, marzeń i tęsknot, doprowadzała do rozpłynięcia się napięcia, a tym samym zmniejszenia trudnych zachowań u dzieci.

Nazwanie nie-nazwanego pomaga rodzinom odzyskać równowagę. Rodzice zyskują przestrzeń do ugłośnienia swoich przeżyć i w atmosferze zrozumienia mogą pracować nad drogą ku rozstaniu. To proces, który może przebiegać godnie, z szacunkiem, z uważnością na dzieci. Włączenie w relacje rodzinne autentyczności sprawi, że dzieci poczują się lekkie. Nie oznacza to jednak uchronienia ich od przeżywania straty, jaką jest zmiana dotychczasowej rzeczywistości.

Autentyczność polega na tym, że poprzez swoje zachowanie i to, co mówimy, pokazujemy drugiemu człowiekowi, kim naprawdę jesteśmy. Przeciwieństwem jest granie jakiejś roli, której inni od nas oczekują albo nawet żądają. Mamy wiele dowodów na to, że autentyczność jest kluczowa w bliskich związkach [..]. Rodzic, który chce być autentyczny, nie uniknie trudnego pytania: kim ja właściwie jestem? [...] Na czym tak naprawdę mi zależy? Czego ja w istocie chcę?

Jeśli pozwolicie sobie na szczerość i otwartość w relacjach w rodzinie, z odwagą nazwiecie emocje wobec partnera i rozstania, jednocześnie otworzycie dialog, który pomieści przeżywanie tego doświadczenia. Zbudujecie w świadomości dzieci przekonanie, że rozstanie może być dobre, że nie jest końcem, a początkiem innej jakości. Świat jest taki, jakim Ty go widzisz. Rozwód czy rozstanie mogą być przeżyciem, które nie odbije się traumą w życiu dziecka. Z pewnością czekają go różne trudne emocje: smutek, żal, tęsknota. Pamiętajmy, że rolą rodziców jest wspieranie dzieci w trudnych emocjach, a nie chronienie przed nimi. Zadaniem rodzica jest również objaśnianie dziecku świata - jeśli z zewnątrz udajemy dobrą rodzinę, a w naszych wewnętrznych światach szaleją emocje generujące stres, dziecko czuje się zdezorientowane i traci poczucie bezpieczeństwa. Rozstanie bywa normujące dla emocjonalnego chaosu w rodzinie. Może, paradoksalnie, dać dziecku jego poczucie bezpieczeństwa z powrotem, zabierając odpowiedzialność za sprawy dorosłych.

Bywa, że trwanie w "związku" dla dobra dzieci, w jego iluzji, w której łączy nas już tylko to, że jesteśmy rodzicami jest tak naprawdę ukrytym strachem przed zmierzeniem się z własnymi, niespełnionymi oczekiwaniami, tęsknotami, poczuciem braku szczęścia. W takim przypadku wejście w rolę dobrego rodzica jest tym, co odgradza od prawdziwych uczuć i emocji. Pod osłoną troski o dzieci ukrywa się lęk przed zmianą i przed tym, co nieodkryte. Niestety, te uczucia zazwyczaj im silniejsze i bardziej skrywane, tym mocniej oddziałują na dzieci w rodzinie. Zachęcam Was, byście spotkali się ze swymi oczekiwaniami i pragnieniami, zaprzyjaźnili z nimi. Wtedy będziecie w stanie budować nową jakość waszej rodziny, już po rozstaniu.




wtorek, 9 kwietnia 2019

Rozwód? O wsparciu dzieci w sytuacji rozstania rodziców

Rozwód? O wsparciu dzieci w sytuacji rozstania rodziców


Rozstanie, rozwód to ogromna zmiana dla rodziców, dziecka i całej rodziny. Przyjmując perspektywę rodziców, rozpatrujemy rozstanie wielopłaszczyznowo (dzielimy majątek, przeprowadzamy się, ustalamy opiekę nad dziećmi, radzimy sobie z ogromem emocji związanych z budowaniem nowej rzeczywistości i żegnaniem starej). Skupiając się na dziecięcej optyce widać, że dla dzieci zmienia się cały świat. Stają one przez wyzwaniem ułożenia nowego porządku w życiu.

Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że rodzice obawiają się rozmawiać o tym z dziećmi, gdyż nie znajdują słów, których mogliby użyć, by przekazać dzieciom informację o rozstaniu. Są również przepełnieni strachem, obawiając się odrzucenia i oceny społecznej. Wciąż pokutuje przekonanie, że lepiej być ze sobą dla dobra dzieci. Tymczasem moje obserwacje pokazują, że napięcie pomiędzy partnerami staje się wszechobecne i często znajduje ujście w najsłabszych członkach rodziny, czyli dzieciach. To one są odbiorcami trudnej atmosfery w domu, wyczuwają nienaturalne emocje między rodzicami. Nazwanie tego, co dzieje się w rodzinie jest odbarczające i uwalniające. Pozwala dzieciom zrozumieć emocje, pomimo że ich rozumowanie jest dalekie od dorosłego i abstrakcyjnego.

Poniżej przedstawiam kilka punktów, które pomogą uporządkować Wasze działania i wesprzeć Was oraz dzieci w trakcie rozmów o zmianie w rodzinie:

1. Poznaj punkt widzenia dziecka, dowiedz się, co wie o sytuacji w rodzinie.

Wykorzystaj zabawę, by poznać spojrzenie dziecka. Przy pomocy figurek rozegraj sytuację Waszej rodziny. Zaaranżuj sytuację, w której rodzice nie będą już parą. Rodzina małpek czy autek może wyprowadzać się z jednym z rodziców do innego domku albo raz małe małpki czy autka będą mieszkać u taty, a raz u mamy? Zobacz, ile dziecko z tego rozumie. Dopytaj, jak maluch tłumaczy sobie tę sytuację.

To ważny moment - możesz dowiedzieć się, czy dziecko przejmuje odpowiedzialność za czyny dorosłych. Jeśli w relacji dziecka pojawi się motyw jego winy, sprostuj, że to na pewno mama małpka i tata małpka podjęli taką decyzję ze względu na dorosłe sprawy. Dopytaj czy dziecko myśli, że mama małpka i tata małpka dalej kochają małą małpkę.

2. Przekaż informację prosto i oszczędnie. Wyraź ją prostymi słowami.

Kiedy znasz już percepcję dziecka, możesz przekazać mu Waszą decyzję. Nim to zrobisz, pomyśl o tym, jakimi słowami najlepiej dotrzeć do dziecka. Pamiętaj, by był to maksymalnie prosty przekaz. Nie zagaduj dziecka, daj mu przestrzeń na przyswojenie tej informacji i zrozumienie jej. Dodaj, że jeśli ma jakieś pytania, jesteś tu, by je rozjaśnić.

3. Dostosuj słowa do wieku rozwojowego dziecka.

Pamiętaj o fazie rozwojowej swojego dziecka, dostosuj do niego słownictwo, którego użyjesz. Maluchom powiedz bardzo mało, starszakom możesz powiedzieć więcej, jednak wciąż pamiętaj o zasadzie dawkowania informacji.

4. Bądź dostępny do kontaktu.

Dziecko będzie powoli trawić podane informacje i wracać po więcej lub po rozjaśnienie. Najlepiej wykorzystywać w tej sytuacji metodę małych kroczków. Najpierw powiedz dziecku, że mama i tata się rozstają i nie będą już razem mieszkać. To się zmienia, ale nie zmienia się Wasza miłość do dziecka - dalej bardzo je kochacie. Jeśli dziecko spyta dlaczego, sięgnij po porównanie, które opisuję poniżej.

5. Wykorzystaj porównanie do ról życiowych.

Każdy z nas w życiu pełni różne role. Dzieci są siostrą/bratem, córką/synem, przedszkolakiem, uczniem, wnuczkiem, piłkarzem, pływakiem, wielbicielem frytek itp.

Dorośli są córką/synem, siostrą/bratem, pracownikiem, żoną/mężem, miłośnikiem sportu, kolekcjonerem znaczków.

Czasem bywa tak, że niektóre role się kończą. Kiedy dziecko wymienia swoje role, warto poszukać również tych, które już się dla niego skończyły. Posłużą one jako most do zrozumienia sytuacji rozwodu.

Rola Was jako małżonków/partnerów dobiegła końca. Nadal pozostajecie rodzicami (mamą i tatą), bo macie fantastyczne dzieci, które bardzo kochacie. Zmieni się tylko organizacja Waszego życia.

Ta krótka metoda pozwala bezpiecznie wprowadzić temat rozstania, upewniając jednocześnie dziecko, że rodzice dalej będą rodzicami.

6. Podtrzymuj dobry wizerunek drugiego rodzica.

Dla poczucia bezpieczeństwa dziecka jest niezmiernie ważnym, by rodzice mówili o sobie dobrze. Opowiadanie o drugim rodzicu w sposób naturalny, tłumaczenie dziecku jego/jej zachowań przy wykorzystaniu empatii, pozwoli na podtrzymywanie w dziecku neutralności. Nie będzie ono czuło w sobie presji do obrony któregoś z rodziców bądź do opiekowania się nim.

7. Celebrujcie dalej wszystkie ważne dla Was chwile, spędzajcie czas jako rodzina.

Ważne, by pokazywać dzieciom (i szczerze czuć), że dalej pozostajecie rodziną. Wasze rozstanie sprawiło, że nie jesteście małżeństwem lub parą, jednak nadal jesteście rodzicami. Wasze dzieci zasługują na spędzanie czasu w pełnej rodzinie. Jeśli między Wami pojawia się napięcie, skorzystajcie z terapii, by rozładować emocje. Wtedy będziecie czerpać radość ze wspólnych chwil.

To, w jaki sposób się rozstaniecie, zostanie na zawsze zapamiętane przez Wasze dzieci. Być może będzie stanowić dla nich pierwotny wzór do kończenia relacji. Macie w tej sytuacji ogromną moc. Możecie zamodelować dzieciom rozstanie, które jest jednocześnie początkiem czegoś nowego. Dobre rozstanie to rozstanie rodziców, a nie rozpad rodziny. Takie rozstanie jest możliwe przy wspólnym udziale obojga rodziców, ich pełnym zaangażowaniu oraz dużej świadomości siebie i własnych emocji.

środa, 27 marca 2019

Co wspólnego ma silnik auta i dziecko? Kilka słów o Self-reg

Co wspólnego ma silnik auta i dziecko? Kilka słów o Self-reg


Self-reg to metoda regulacji, która wskazuje różnorodne źródła napięcia w życiu dziecka i pozwala na powrót do równowagi. W metodzie samoregulacji chodzi o zasadniczą zmianę nastroju, poziomu koncentracji i umiejętności zawierania i utrzymywania przyjaźni oraz odczuwania empatii, a także rozwinięcie wyższych wartości i cnót, które są niezbędne, by Twoje dziecko osiągnęło trwały dobrostan - tak o metodzie pisze sam jej twórca Stuart Shanker.

Self-reg składa się z pięciu kroków:

1. rozpoznanie nadmiernego stresu u dziecka
2. rozpoznanie stresorów
3. redukcja stresorów
4. wsparcie dziecka w budowaniu samoświadomości i wiedzy, gdy potrzebuje zrobić to samo dla siebie
5. pomoc dziecku w stworzeniu własnych strategii samoregulacji.

Autor metody dokonuje rozróżnienia pomiędzy samokontrolą, która jest dla niego procesem hamowania impulsów oraz samoregulacją, która polega na rozpoznaniu przyczyny i zmniejszeniu siły impulsów, a także znalezieniu strategii na radzenie sobie z nimi. To jak dobrze dorosły potrafi rozpoznawać różne sygnały z ciała dziecka oraz jaką ma wiedzę na temat ukrytych stresorów, jest jednym z ważnych elementów na drodze do wsparcia dziecka. 
Im bardziej jesteśmy świadomi tego, że nasz poziom stresu staje się zbyt wysoki i im lepiej wiemy, jak przerwać to błędne koło, tym lepsza jest nasza samoregulacja.

Do lepszego zrozumienia procesu samoregulacji prowadzi wiedza o neurobiologicznych mechanizmach, które biorą w nim udział. Warto wspomnieć tu koncepcję Paula MacLeana o trójjedynym mózgu, według której nasz mózg składa się z trzech ewolucyjnych spadków: mózgu gadziego (to rdzeń i pień mózgowy), mózgu ssaczego (to układ limbiczny) oraz mózgu racjonalnego (to kora mózgowa). Mózg gadzi zawiaduje wszelkimi reakcjami związanymi z przetrwaniem (to tu pojawia się atak bądź ucieczka), mózg ssaczy odpowiada za wszelkie emocje, natomiast mózg racjonalny to ta część naszego mózgu, która kieruje się rozumem i logiką. Kora przedczołowa tłumaczy niejako  i kontroluje zachowania z niższych partii mózgu do momentu, aż poziom stresu okazuje się na tyle wysoki, że działalność kortyzolu i adrenaliny odcinają działalność kory. 
W momentach wściekłości zazwyczaj mamy trudności z wysłowieniem się, ponieważ przejmują nad nami kontrolę mózg gadzi i ssaczy, a lewa strona naszej kory przedczołowej zostaje wykluczona z gry.

Reakcje, które pojawiają się w organizmie, kierowane są przez układ nerwowy i jego dwie części: układ współczulny i przywspółczulny. Pierwszy z nich generuje aktywne reakcje, drugi hamuje. Kiedy angażujemy się w relacje, poszukujemy rozrywki (a więc bodźców), uciekamy czy atakujemy - pobudzony zostaje układ współczulny. Reakcje zamrożenia (brak reakcji) czy dysocjacji są efektem działania układu przywspółczulnego. 
W stanie chronicznego, nadmiernego lub zbyt małego pobudzenia następuje zasadnicze przełączenie z "mózgu uczącego się" na "mózg walczący o przetrwanie". 
Oznacza to, że dziecko może stawać się agresywne, impulsywne, nadaktywne bądź wycofane. Wszystko to może być symptomem nadmiernego stresu. Prowadzi to do pojawienia się torowania* w mózgu, fokus przestawia się na szukanie zagrożeń, nawet jeśli one nie istnieją. Dzieci zaczynają skanować otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństw. Self-reg proponuje, by rozważania skupić wokół tego, dlaczego taki impuls pojawia się w dziecku właśnie w tym momencie. Przeciążenie pojawia się zawsze, kiedy w organizmie toczy się błędne koło reakcji wzajemnie się napędzających. Negatywne myśli, emocje i zachowania są w istocie sygnałem, że człowiek jest przeciążony. Dzieci rzadko kiedy potrafią powiedzieć, co czują. Pokazują to na różne sposoby - często ich przekaz nie jest jasny i wymaga od rodzica wiedzy i empatii. Self-reg wzbogaca rodzica o te elementy.

Przytoczone powyżej pięć kroków stanowi schemat postępowania, który wyznacza drogę rodzicowi jako partnerowi w samoregulacji dziecka.

Stuart Shanker proponuje:
→ odczytanie sygnałów i przeformułowanie zachowania
→ zidentyfikowanie stresorów (zewnętrznych i wewnętrznych!)
→ zredukowanie stresu
→ uświadomienie sobie, kiedy pojawia się stres i dlaczego
→ zorientowanie się, co pomaga się uspokoić

Pozytywne przeformułowanie, o którym pisze Shanker jest mi szczególnie bliskie. Każda próba innej interpretacji zachowania jest jednoczesnym obniżeniem napięcia w ciele. Powoduje zmianę optyki i otwiera nowe perspektywy do spojrzenia na dziecko. Powoduje więc, że w dorosłym pojawia się zasób, by być w procesie samoregulacji dziecka partnerem, który wspiera i współtowarzyszy. Autor proponuje praktyki uważności (mindfullness), które mogą wesprzeć tworzenie wewnętrznego spokoju i przestrzeni do bycia z dzieckiem. 
Kiedy zaczynamy myśleć o zachowaniu jako odzwierciedleniu procesu samoregulacji w reakcji na stres oaz poziomu pobudzenia i energii, a nie w kategoriach samokontroli i posłuszeństwa, następuje ogromna zmiana. 


Mózgowe wi-fi to takie połączenie rodzica z dzieckiem, które pozwala na wzajemne odczytywanie sygnałów i poziomu pobudzenia, by dopasować się do siebie. Kiedy rodzic podąża za dzieckiem, odczytuje jego potrzeby i dopasowuje swe działanie do tych obserwacji, dziecko reaguje optymalnym dla siebie poziomem pobudzenia. Proces ten rozwija się od pierwszych dni życia dziecka i jest fundamentem samoregulacji.
W przeciwieństwie do pępowiny, mózgowe wi-fi nie jest czymś, co może być już więcej niepotrzebne. Kiedy rodziców i dzieci łączy bezpieczny styl przywiązania, mózgowe wi-fi jest zawsze bliską i trwałą więzią pomiędzy nimi, która może dać ukojenie, motywację i być źródłem spokoju, który zmniejsza stres. Jest ono zawsze cechą charakterystyczną relacji rodzic-dziecko i na wiele sposobów staje się podstawą bliskich relacji z innymi osobami.


Self - reg to nic innego jak odczytywanie tego, jak działa silnik samochodu na podstawie tego, jakie wydaje dźwięki, jak wygląda spalanie,  na jakim poziomie znajdują się wszelkie parametry opisujące jego pracę. Na podstawie tego, jak zachowuje się dziecko, zastanawiamy się, co dzieje się w środku.

Samoregulacja objawia się w pięciu obszarach: fizycznym, emocjonalnym, poznawczym, społecznym oraz prospołecznym. W każdym z tych obszarów pojawiają się potencjalne stresory. Najczęściej bywa tak, że stresor w jednym z obszarów automatycznie wpływa na uwolnienie się stresu w innych, co prowadzi do błędnego koła. Dzieci, które czują lęk przez wystąpieniem w przedszkolnym przedstawieniu mogą odczuwać szereg symptomów biologicznych (np. ból brzucha), mogą być aroganckie wobec innych dzieci lub nauczyciela, mogą czuć złość itp. W związku z działaniem mózgowego wi-fi oraz tego, że rodzic w związku z pobudzeniem u dziecka, sam może odczuwać pobudzenie, pojawia się sprzężenie obu stanów stresowych. To co może tu pomóc, to fizyczna obecność, która doprowadzi do emocjonalnego bezpieczeństwa i ochrony. Są to elementy umożliwiające przerwanie koła stresu.

Self-reg pomaga dorosłym w nauce odczytywania wczesnych sygnałów tego, że ich dzieci wchodzą w stan zbyt niskiego lub nadmiernego pobudzenia. Pomaga także dzieciom w uzyskaniu takiej samoświadomości.
Szczerze polecam zagłębienie się w lekturę książki Stuarta Shankera, która da Wam szersze spojrzenie na tę metodę. Wspaniale koresponduje ona z ideałami rodzicielstwa bliskości oraz współczesną wiedzą neurobiologiczną.



* prowadzący do tworzenia nawyków proces w mózgu, w którym bodziec z punktu A do punktu B przechodzi wielokrotnie tą samą drogą.

poniedziałek, 18 marca 2019

Dziecięcy lęk pod lupą

Dziecięcy lęk pod lupą



O lęku pisałam już wcześniej, próbując odpowiedzieć na pytanie, co jest rozwojowe, a co może niepokoić w dziecięcym przeżywaniu lęku. Tym razem przyjrzę się bliżej samej emocji, jej mechanizmom i funkcjom oraz sposobom, które mogą wesprzeć w radzeniu sobie z nią.

Strach, który często jest bardzo pożyteczną emocją (był taką szczególnie dla naszych przodków zagrożonych napaścią ze strony drapieżników), jest również złożonym stanem fizjologicznym, którego wytworzeniem kieruje ciało migdałowate. Funkcją lęku jest unikanie niebezpieczeństw, jednak w sytuacji, w której dziecko reaguje lękiem na większość wydarzeń lęk sprawia, że patrzymy na świat przez pryzmat niebezpieczeństwa. Oznacza to, że jednocześnie uwaga dziecka tuneluje się na potencjalne zagrożenia, nie widząc przy tym innych aspektów sytuacji. Bez wątpienia jest to sytuacja, w której warto podjąć realne działania, by wesprzeć dziecko.

Jerome Kagan jest twórcą teorii temperamentu, który wyróżnia postać zahamowaną i niezahamowaną. Według autora, temperament zahamowany odznacza się większym dystansem i większą bojaźliwością. W pewnym sensie opis osób o tym typie temperamentu jest podobny do opisu osób wysoko wrażliwych. Autorka koncepcji, Elaine Aron, zwraca uwagę na to, że osoby wysoko wrażliwe częściej kierują się systemem hamowania behawioralnego.

Ciało migdałowate przekłada strach na reakcje fizjologiczne, pobudzając układ współczulny, będący częścią autonomicznego (działającego bez naszej wiadomości) układu nerwowego, który koordynuje działania składające się na reakcję walki lub ucieczki. Dzieci z typem układu zahamowanego mocniej i dogłębniej przeżywają reakcje fizjologiczne związane ze strachem - szybszy jest u nich rytm spoczynkowy serca, bardziej rozszerzają się źrenice, wyższy jest poziom dwóch hormonów stresowych: kortyzolu i noradrenaliny.

Strach to również stan umysłu, który wpływa na wybór sposobu postępowania. Aktywniejsza w swym funkcjonowaniu jest wtedy prawa półkula mózgu. Podobnie dzieje się w przypadku osób wysoko wrażliwych i tych o temperamencie zahamowanym.

Wczucie się we własne ciało to lekarstwo na lęk. Wszystkie odczucia, jakie daje nam ciało, pozwalają rozpoznać lęk. Szczególne znaczenie mają tu odczucia z brzucha, w którym znajduje się tzw. jelitowy system nerwowy. Wszystkie te objawy, ubrane w wizualizację dzięki artystycznemu wyrazowi, pomagają uzyskać przestrzeń do przyjrzenia się lękowi. Każde działanie, które łagodzi objawy fizyczne działa na rzecz dążenia do równowagi i lepszego poznania własnego lęku. Wśród tych działań warto zwrócić uwagę na relaksację, techniki oddechowe, praktykę uważności (np. wymienianie kilku rzeczy, które można zobaczyć, dotknąć, usłyszeć, posmakować i powąchać wokół siebie).

Moje obserwacje jako praktyka pracującego z dziećmi są zgodne z powyższymi spostrzeżeniami. W pracy z rodzinami i dziećmi proponuję wiele różnorodnych technik. Wśród nich można znaleźć wszelkiego rodzaju miarki strachu  (sznurki, które można ucinać w zależności od wielkości odczucia, ryż czy inne sypkie produkty, którymi można odmierzać strach), elementy eksternalizacji czyli wizualizowanie strachu, który, stając się stworkiem/postacią, jednocześnie oddziela się od dziecka. Można tegoż stworka rysować, lepić, szyć. Ma to wiele znaczeń, jednak najważniejszy wydaje się być fakt uświadomienia sobie, że strach nie jest dzieckiem, a osobnym odczuciem. Daje to możliwość nawiązania ze strachem dialogu, zaproszenia go do życia dziecka lub odprawienia. Dziecko w czasie tego procesu doświadcza większej sprawczości, jego poczucie kontroli nad życiem wzrasta. Dodatkowo, rodzic, który wspiera dziecko w taki sposób, daje znać, że uznaje uczucia dziecka, wierzy im i traktuje je poważnie, z należytym szacunkiem.

Starsze dzieci mogą wspierać się słowem pisanym - prowadzić dziennik odczuć lub budować wspierające afirmacje (dziecko może wypowiadać - na głos lub w ciszy - czy napisać na włożonej do kieszeni karteczce słowa typu: każdy lęk ma swój koniec). Liczenie z oddychaniem czy też odliczanie w dół to kolejne sposoby dla starszych dzieci. Zachęcam Was do przyjrzenia się dwóm sposobom relaksacji: progresywnej relaksacji mięśni metodą Jacobsona (https://www.youtube.com/watch?v=nohxTFjVTHU) oraz treningowi autogennemu Schulza (https://www.youtube.com/watch?v=6z--bQD3zBw). Obie te metody potrafią przynieść ćwiczącemu odprężenie i z powodzeniem można zastosować je w elementach w pracy z dziećmi.

Oddawanie głosu lękowi może przynieść dziecku większą świadomość tego, co się z nim dzieje. Ugłaśnianie lęku, zastanawianie się, co lęk by powiedział, gdyby mógł mówić, pozwala również obniżyć napięcie, które naturalnie skupia się w gardle i klatce piersiowej.

Cohen pisze: jestem wielkim zwolennikiem terapii, [....] ale brakuje w niej tego, czym dysponuje każda rodzina: silnej więzi łączącej rodzica z dzieckiem, która jest potężnym narzędziem leczenia i zmiany. W myśl tego stwierdzenia, warto sięgać do zasobów rodzinnych. Rozwijać w sobie kompetencje, które wspierają dzieci w przeżywaniu emocji. Jednocześnie, mam przekonanie, że czasem kontakt dziecka (szczególnie starszego) ze specjalistą może pozwolić mu zbudować dodatkowy kanał wsparcia dla siebie. Dodatkową zaletą tego rozwiązania jest również rozwijanie w sobie przekonania, że psycholog czy psychoterapeuta to osoba, która może zaoferować odpowiednie wsparcie.


Wszystkie opisane przeze mnie strategie to wejście do świata dziecka - zejście na podłogę, nawiązanie więzi. Jednym z ważniejszych kanałów kontaktu z dzieckiem jest dotyk. Zarówno skóra jak i układ nerwowy pochodzą z jednego listka zarodkowego, a to oznacza, że wiele napięć, które pojawiają się w ciele człowieka, można załagodzić dzięki troskliwemu dotykowi. Cohen zwraca uwagę na to, że niektóre dzieci mogą nie akceptować dotyku w chwili wzburzenia i proponuje, by wykorzystać wtedy zabawę zwaną polem siłowym, dzięki któremu dziecko może czuć się dotykane, pomimo że ręka rodzica znajduje się w pewnej odległości od ciała dziecka. Zabawa polega na tym, że dotykasz przestrzeń miedzy sobą a dzieckiem, przykładając rękę w odległości 5-10 cm od niego i staracie się poprzepychać na odległość.
Copyright © 2016 Blisko rodziców , Blogger