O tym, że kary i nagrody nie przynoszą dzieciom korzyści, pisano już wiele. Jako rodzice mamy tego coraz większą świadomość, jednak często nie wiemy, co robić, by dzieci z nami współpracowały. Czujemy, że odwoływanie się do kar, time-outów i innych behawioralnych metod nie służy naszej relacji z dzieckiem, jednak często trudno znaleźć nam alternatywę.
Rodzice przywiązani do schematów, które znają z dzieciństwa i systemu szkolnego, nie wyobrażają sobie, że można uzyskać współpracę bez wydawania poleceń i budowania napięcia. Wydaje im się, że wtedy zasady przestają być zasadami, a dziecko nie nauczy się dyscypliny/posłuszeństwa/funkcjonowania w społeczeństwie.
Tymczasem, zmieniając trochę perspektywę, można obrać kierunek rozpatrywania potrzeb każdego z nas, by lepiej komunikować to, na czym nam w danej chwili zależy. Chcę zatem powiedzieć, że dotarcie do własnych potrzeb, nazwanie ich i przedstawienie dziecku może okazać się drogą do uzyskania porozumienia. Bazujemy wtedy na relacji, a nie na autorytecie, strachu, posłuszeństwie. Odwołujemy się do wartości, jakie są dla nas ważne. Wykorzystując język osobisty, który pomaga opisać, czego potrzebujemy, docieramy do uczuć i potrzeb dziecka. Jeśli opiszemy, co widzimy w tym obszarze u dziecka, może okazać się, że zacznie ono z nami współpracować.
Wyobraź sobie sytuację, w której zależy Ci, żeby dziecko wykonało Twoja prośbę. Jest poranek, spieszysz się do pracy, a Twoje dziecko wyjątkowo nie ma chęci, by się ubrać i zjeść śniadanie. W końcu wybucha płaczem, krzyczy, że nie chce dziś iść do przedszkola. Wiesz, że czas nieubłaganie mija. Zaczynasz się denerwować, może sięgasz po wsparcie przekupstwa lub grozisz, że odbierzesz dziecku jakąś przyjemność. Tymczasem, możesz spojrzeć na dziecko przez pryzmat jego potrzeb, emocji i tak oto przeprowadzić waszą dwójkę przez tą sytuację:
Kochanie, widzę, że dziś nie masz chęci iść do przedszkola. Wyobrażam sobie, że nie lubisz, kiedy się tak spieszę. Może jest to dla Ciebie trudne i nieprzyjemne, gdy tak Cię poganiam. Pewnie wolał(a)byś być teraz w ciepłym łóżeczku i powolutku budzić się do życia. Też tak czuję.
Wolałabym być w tym z Tobą! Potrzebuję jednak, żebyśmy dziś powspółpracowali. Chodź, pomogę Ci. To dla mnie ważne, by być dziś punktualnie. Wtedy mój szef będzie spokojny, że wykonam swoją pracę. Lubię dobrze wykonywać swoją pracę. A Ty? Lubisz bawić się ze swoimi przyjaciółmi z przedszkola? Oni pewnie tez będą szczęśliwi, że się wspólnie pobawicie. Przytul się mocno, damy sobie wzajemnie siłę i energię na cały dzień (dotyk, bliskość, gilgotki obniżają napięcie, które wzrosło w dziecku, dając mu większą przestrzeń do współpracy).
Nie zahęcam do porzucenia reguł, które funkcjonują w Waszych domach. Zachęcam do zauważania tego, jak dzieci na nie reagują. Co wnoszą w daną sytuację, co komunikują ich emocje. Czasem opowiedzenie tego, co nam się wydaje, że dzieci czują i potrzebują, buduje w nich przekonanie o byciu akceptowanym z całym dorobkiem emocjonalnym. A to jest krok ku budowaniu mostów, a nie murów w relacji z dziećmi.
Justine Mol w "Dorastaniu w zaufaniu" jako alternatywy dla kar i nagród wskazuje:
- opisywanie własnych odczuć
- opisywanie odczuć dziecka
- zwracanie uwagi dziecka na to, co czują inni w związku z jego zachowaniem
- włączenie dzieci w tworzenie reguł i zasad (choć sugeruje ograniczanie ich), by czuły się ich autorami
- rozmowy o granicach każdego z członków rodziny oraz innych ludzi
- odnoszenie się do potrzeb (również tych ukrytych, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka!)
- dawanie przykładu zachowań społecznych (sami pokazujmy dzieciom zachowania, jakie chcielibyśmy widzieć w ich repertuarze)
- stwarzanie przestrzeni dla wewnętrznej motywacji dzieci
Z głębokim przekonaniem rekomenduję Wam tę pozycję! "Dorastanie w zaufaniu" to wspaniała książka, która pozwala spojrzeć na rodzicielstwo z innej strony.
Rodzice przywiązani do schematów, które znają z dzieciństwa i systemu szkolnego, nie wyobrażają sobie, że można uzyskać współpracę bez wydawania poleceń i budowania napięcia. Wydaje im się, że wtedy zasady przestają być zasadami, a dziecko nie nauczy się dyscypliny/posłuszeństwa/funkcjonowania w społeczeństwie.
Tymczasem, zmieniając trochę perspektywę, można obrać kierunek rozpatrywania potrzeb każdego z nas, by lepiej komunikować to, na czym nam w danej chwili zależy. Chcę zatem powiedzieć, że dotarcie do własnych potrzeb, nazwanie ich i przedstawienie dziecku może okazać się drogą do uzyskania porozumienia. Bazujemy wtedy na relacji, a nie na autorytecie, strachu, posłuszeństwie. Odwołujemy się do wartości, jakie są dla nas ważne. Wykorzystując język osobisty, który pomaga opisać, czego potrzebujemy, docieramy do uczuć i potrzeb dziecka. Jeśli opiszemy, co widzimy w tym obszarze u dziecka, może okazać się, że zacznie ono z nami współpracować.
Wyobraź sobie sytuację, w której zależy Ci, żeby dziecko wykonało Twoja prośbę. Jest poranek, spieszysz się do pracy, a Twoje dziecko wyjątkowo nie ma chęci, by się ubrać i zjeść śniadanie. W końcu wybucha płaczem, krzyczy, że nie chce dziś iść do przedszkola. Wiesz, że czas nieubłaganie mija. Zaczynasz się denerwować, może sięgasz po wsparcie przekupstwa lub grozisz, że odbierzesz dziecku jakąś przyjemność. Tymczasem, możesz spojrzeć na dziecko przez pryzmat jego potrzeb, emocji i tak oto przeprowadzić waszą dwójkę przez tą sytuację:
Kochanie, widzę, że dziś nie masz chęci iść do przedszkola. Wyobrażam sobie, że nie lubisz, kiedy się tak spieszę. Może jest to dla Ciebie trudne i nieprzyjemne, gdy tak Cię poganiam. Pewnie wolał(a)byś być teraz w ciepłym łóżeczku i powolutku budzić się do życia. Też tak czuję.
Wolałabym być w tym z Tobą! Potrzebuję jednak, żebyśmy dziś powspółpracowali. Chodź, pomogę Ci. To dla mnie ważne, by być dziś punktualnie. Wtedy mój szef będzie spokojny, że wykonam swoją pracę. Lubię dobrze wykonywać swoją pracę. A Ty? Lubisz bawić się ze swoimi przyjaciółmi z przedszkola? Oni pewnie tez będą szczęśliwi, że się wspólnie pobawicie. Przytul się mocno, damy sobie wzajemnie siłę i energię na cały dzień (dotyk, bliskość, gilgotki obniżają napięcie, które wzrosło w dziecku, dając mu większą przestrzeń do współpracy).
Nie zahęcam do porzucenia reguł, które funkcjonują w Waszych domach. Zachęcam do zauważania tego, jak dzieci na nie reagują. Co wnoszą w daną sytuację, co komunikują ich emocje. Czasem opowiedzenie tego, co nam się wydaje, że dzieci czują i potrzebują, buduje w nich przekonanie o byciu akceptowanym z całym dorobkiem emocjonalnym. A to jest krok ku budowaniu mostów, a nie murów w relacji z dziećmi.
Justine Mol w "Dorastaniu w zaufaniu" jako alternatywy dla kar i nagród wskazuje:
- opisywanie własnych odczuć
- opisywanie odczuć dziecka
- zwracanie uwagi dziecka na to, co czują inni w związku z jego zachowaniem
- włączenie dzieci w tworzenie reguł i zasad (choć sugeruje ograniczanie ich), by czuły się ich autorami
- rozmowy o granicach każdego z członków rodziny oraz innych ludzi
- odnoszenie się do potrzeb (również tych ukrytych, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka!)
- dawanie przykładu zachowań społecznych (sami pokazujmy dzieciom zachowania, jakie chcielibyśmy widzieć w ich repertuarze)
- stwarzanie przestrzeni dla wewnętrznej motywacji dzieci
Z głębokim przekonaniem rekomenduję Wam tę pozycję! "Dorastanie w zaufaniu" to wspaniała książka, która pozwala spojrzeć na rodzicielstwo z innej strony.